piątek, 3 stycznia 2014

SIŁA SOLANKI!

Dziś nadeszło wolne! Pozytywna reakcja organizmu i głowy na 5 kolejnych dni biegania, bo… chciałem znowu, ale ściągnąłem lejce. Postawiłem na ogólnie rozumianą siłę ogólną. Najpierw o świcie przytargałem wielką torbę z zakupami. Ale nie najzwyczajniej w świecie, ot tak, jak się nosi siaty, ale wykonując z nią ćwiczenia. Prawa, lewa ręka, unoszenie ramion, nadgarstków, tricepsów, potem oburącz przed sobą z podnoszeniem, a wszystko w sprawnym marszu. Kilkaset metrów minęło jak z płatka, a ja byłem spocony jak po saunie, bo zakupy pieruńsko ciężkie. Ale grunt to dobra torba, haha! Ja mam taką mocną bawełnianą, pojemną, można w nią napakować sporo produktów, z długimi uszami, więc można je dowolnie chwycić. Niezadowolona jest Żona, bo to jakaś nietania zdobycz z Londynu… Sic!

W domu brzuszki ze stabilizacyjnym beretem mocno ściskanym kolanami, przeplatane seriami deski. Pięć podwójnych ćwiczeń dało mi ostro w kość, wanna w tym czasie wypełniła się wodą z dwoma kilogramami soli kuchennej i jakimiś dziwnymi płynami – pianami podkradzionymi Córce. Marysia spała, Kasia wyszła do lekarza, a ja 25 minut moczyłem się, zażywając domowej, najprostszej odnowy biologicznej. Jeszcze nie ma południa, a ja już czuję jak dopada mnie błogie zmęczenie. Teraz ma swoją chwilę. Ma jednak czas tylko do jutra rana, bo warmińskie trakty czekają na mnie. Juhhhuuu! W drogę! Hough! Rosół

1 komentarz:

  1. Rosół powrócił na bloga, lubię to!:-)
    Ile można słuchać twojego komentarza mojej kochanej Premiership? Bez końca :-) taką samą przyjemność sprawia mi czytanie Rossbieg'u.
    Pozdro i "never day die...believe"...to tak żebyś wiedział komu kibicuje :-)

    OdpowiedzUsuń