środa, 8 stycznia 2014

BALONIK Z HELEM!

Mama Forresta miała rację: „Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co ci się trafi”. Dzisiaj grałem ze sobą w bierki. Odkładałem wybieg z domu. Grzebałem bezmyślnie w pudełku czekoladek. Wybrzydzałem. Kombinowałem, że może Kumpel po południu będzie wracał biegiem z pracy, a ja wyruszę na spotkanie w pół drogi. W końcu trafiłem na swoją czekoladkę i poleciałem do lasu. Wcześniej przeanalizowałem zeszłoroczny plan biegowy, ale ubrany w słowa i liczby dopiero od 13 stycznia, wcześniej widocznie wdrażałem się biegając nie więcej niż dyszkę z lekkimi podbiegami lub przebieżkami. Tak to pamiętam.

I znów niespodzianka. Nie zdarzyłaby się, gdybym nie zebrał się w danym momencie. Na drugim kilometrze spotkałem kolejnego znajomego triathlonistę. Wczoraj Łukasz dzisiaj Maciek. Maciek biegł ze swoim biegowym wsparciem w osobie trenerki Ani. Dla niego w tri to bieganie jest zmorą. Pływa genialnie, to trenował w dzieciństwie. Rower też ma mocny, ale ostatni etap najczęściej szwankuje. Zamierza zaatakować dystans ironman, gdy złamie 4h30min w połówce irona. To jakaś teoretyczna gwarancja jednocyfrówki na pełnym dystansie. Trochę jak 1h25min w półmaratonie w odniesieniu do dystansu królewskiego.

Dość sprawnie uśredniliśmy tempo i tyralierą przemierzaliśmy las w lekkim deszczu. Pogadaliśmy o wodzie i lądzie, planach, życiówkach, rezerwach, treningu. Standardowe biegowe gadki szmatki. W okamgnieniu minęły 4 wspólne kilometry. Oni zostali na rozciąganie, ja pomknąłem dalej. Nie zwolniłem zanadto, poniosło mnie szybciej niż zakładałem. Ale spotkanie i pogaduchy z biegową kompanią wprawiły mnie znakomity nastrój i równy rytm. Nogi jednak bolą. Sól się przyda. Długi streczing wieczorem to konieczność.

Właśnie obejrzałem „Sugar mana”. Wiem, wszyscy już widzieli. Czuję się jak balonik z helem. Jeden cytat patrząc na pomerdaną historię życia i twórczości Sixto Rodrigueza (bez względu czy to pełna prawda, czy lekko ponaciągana) wbił mnie w fotel i zarazem z niego wystrzelił. Akurat na te słowa, prawdziwość wszystkich zawartych i pominiętych w filmie wątków, nie ma wpływu. „Marzenia legły w gruzach, ale duch przetrwał”. Zastosuję do własnego biegania z dożywotnim terminem przydatności do spożycia. Hough! Rosół

TRENING: 14 km po 4:40, ekscentryka i wymachy nóg, solanka, rozciąganie. Bez PBG.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz