poniedziałek, 20 stycznia 2014

BRZMI JAK DOBRY PLAN!

Tak zawsze mówi mój Kumpel z bloku, gdy się w jakiejś sprawie dogadamy. Ja to powtarzam, bo mi się podoba i właśnie dogadałem się sam ze sobą. Mam swój plan do maratonu. Początek długiej drogi. Zaczynam dziś pierwszy z dwunastu tygodni zasuwania po nową królewską życiówkę! W sensie na dystansie królewskim, bo mnie korona raczej z głowy nie spada, bo jej zwyczajnie nie mam:)

Zaczynam od, tadddaaam, dnia wolnego! Motywacyjnie kiepsko, trochę jak w filmie Ted, gdy Mark Wahlberg zachęcał swojego przyjaciela pluszowego misia do odbycia rozmowy kwalifikacyjnej w sprawie pracy w supermarkecie. Wyglądało to mniej więcej tak: „Jak pójdziesz na rozmowę, to po południu sobie zapalimy”. Ted na to: „A jak nie pójdę?”. Mark na to z ociąganiem: „Tooo, też zapalimy.” Ted: „To mnie k…a zmotywowałeś!”. Najważniejsze, że Ted pracę dostał, choć nie chciał.

Swój nowy plan oparłem na fundamentach zeszłorocznego, który pomógł mi ułożyć Mariusz Giżyński, co zakończyło się naszym małym sukcesem. Teraz na 12 tygodni do startu OWM dokonałem pewnych przeobrażeń, ale żelazne zasady pozostały nienaruszone. Dorzuciłem Kazoorkę w każdy wtorek, żeby była baza pod letnie górki oraz dwa lekkie wybiegania z Tulką, żeby pies były syty i Manchester City.

Klawy to bodziec do trenowania ten mój świeżutki jak kajzerka, rozpisany odręcznie na kartkach planik. Przyjdzie jednak jego weryfikacja na blogu, więc nie będzie autościemniania. Będzie najwyżej autowstyd i autoobciach. Plan mój, wykonanie moje, maraton mój. Trzy sztaby pan Rosół…;) Przynajmniej w teorii.

W każdy poniedziałek czeka na mnie w nagrodę wolne z ćwiczeniami na drążku, PBG i odnową domową. Od dziś zaczynam porządną ekscentrykę i wcierki. Koniec z obijaniem, dość nieregularności, precz z olewactwem! W piątki solanka, w czwartki i weekendy biegowa orka!

Nieźle mnie naładowało! Cel jest, plan też, zostaje więc droga do pokonania. 12 tygodni i 42195 metrów przede mną! Zatem w drogę! Hough! Rosół

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz