sobota, 25 stycznia 2014

KOSMICZNA AMPLITUDA!

Mróz trzaskał od rana. Sen był krótki, noc naderwana. Ale postanowienie było mocne. Bieg Kabaty – Bemowo był jak zaklęcie nieodwracalne. Torba z ciuchami spakowana, gęba grubo nakremowana, owsianka wciągnięta, pełna gotowość na realizację zamierzenia. Bez odwołania.

Ostatni raz trasę z domu do Dziadków pokonywałem, gdy było o 50 stopni więcej. Słowo! Skojarzyłem to w połowie dystansu. Wtedy leciałem do Grubego na jakieś wspólne oglądanie meczu w wakacje. Przekimałem i powrót do domu w porannych 35 stopniach gorąca. Rachunek jest więc banalny, termometr o świcie wskazywał – 15 stopni siarczystego mrozu.

Jednak od startu biegło się rześko. Tempo kręciło się koło piątki na kilometr, raczej parę, paręnaście sekund poniżej. Ale bez szarpaniny, ścigania, przyspieszania. Głównie prułem chodnikiem, ale czasami wbijałem się na skróty przez twardą pokrywę śniegową. Szybko się rozgrzałem, nie czułem żadnego dyskomfortu nawet, gdy zawył wietrzyk. Byłem nieźle okutany. Na nogach nowe ciepłe zimowe skarpety i trailowe żelazka Anima Sana In Corpore Sano. Najmilsze były długie odcinki w słoneczku. To było jak energetyczny kopniak. Trochę jak szukanie kawałka cienia i rześkiego powietrza w letnim biegu w skwarze pół roku temu.

Długo myślałem o paradoksach mojego biegania. Jesienią przy naprawdę idealnej pogodzie, utknąłem w domu. Biegałem nieregularnie, bez przekonania. Nie chciało mi się. Teraz, gdy trzeba zmagać się z zimą złą, ślizgać na lodzie, rozjeżdżać na zbitym śniegu, dbać o zdrowie, jestem sam dla siebie nie do zatrzymania. Już knuję co będzie jutro i pojutrze. Przekorne to życie i bieganie.

Cały bieg Kabaty – Bemowo zajął mi 1h40min. Marysia nie mogła się nadziwić, że mam sople na czapce i zmarznięty czerwony nos jak renifer Rudolf. Szybki ciepła kąpiel, gorąca herba z sokiem malinowym i dwa kawałki makowca w zestawie z wystrzałem endorfin podtrzymały mnie w dobrej dyspozycji. Wcierka dała wytchnienie Achillesom. Zasłużyłem na pizzę i pszeniczne piwo. Klawo jak cholera. Hough! Rosół

TRENING: Wybieganie ok. 21-22 kaemy. I luz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz