Wczoraj odpuściłem. Czułem się o świcie w drodze do kibelka jakby ktoś ubrał mnie w kimono albo jak w szkole na korytarzowym wuefie przewiązał nogi w stawach skokowych szarfą. Nic nie dało doraźne rozciąganie. W czwartek spokojnie przebiegłem dyszkę, po niej mocno styrałem się na brzuszkach z piłką lekarską, deskach i pompkach na podpórkach. Potem nadeszła kulminacyjna fala. Uderzyła mnie jednak nie z miejsca, a dopiero właśnie następnego ranka.
Od kilku dni zamierzałem odgruzować dodatkową toaletę, która zaczęła niepostrzeżenie służyć nam za składzik wszystkiego co nie mieści się w szafach albo nie powinno leżeć na widoku. Książki w kartonach, ciuszki Marysi sprzed kilku sezonów, poremontowe narzędzia i folie, ramki, które nie znalazły uznania w nowej szacie graficznej ścian. Ogólnie niezły miszmasz. No i tak się zawziąłem, że dopiero po paru godzinach przypomniałem sobie o istnieniu wody.
Siłą rozpędu moje porządki objęły też kilka innych regałów, garderobę i kredens. Byłem nie do zatrzymania, chyba tylko zawał serca mógł mnie wyhamować. Wieczorem byłem jak dętka, mięśnie miałem sflaczałe jak opony w rowerze wyciągniętym z piwnicy po długiej zimie.
Spałem jak dziecko. Ale ponaciągane linki nie pozwoliły mi w piątek wydłużać kroku. Nogi, krzyż, ramiona domagały się wypoczynku. Serce chciało biegać mimo ewidentnych ograniczeń. Wicher, zacinający deszczyk, szaruga, smutne chmury nie zachęcały do paradowania po wybiegu. Chyba się trochę starzeję i zaczynam reagować na zmiany ciśnienia i pogody, haha. Głowa podjęła decyzję. Sobotni poranny bieg dobitnie dowiódł, że słuszną. Wprawdzie bolały mnie Achille i to mocno, mimo wcierki i rozgrzewki, ale krok się znacznie wydłużył, wiatr się uspokoił, las powitał mnie suchymi ścieżkami i promykami słońca. Niosło mnie lekko. Ostatecznie cały trening zamknął się w 16 kaemach. Mały krok w tył w piątek i dwa wielkie do przodu w sobotę! Hough! Rosół
TRENING: 16 km po ok. 4:40, chwila ogólnorozwojówki, PBG z piłką, podpórkami, głównie z naciskiem na grzbiet. Ekscentryka po 35 na stopę (wolno). Rozciąganie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz