środa, 27 lutego 2013

TRZY DYSZKI!

Od razu zdradzę, że wyszło 29 kaemów. Jakoś tak się pętla zakręciła, jedna, a potem druga i trzecia, że pod klatką w tempie 4m20sek byłem kilometr przed końcem. Stwierdziłem, że to idealny moment na finisz. Cały trening był prosty w założeniu. Pierwsze dwie dyszki koło "piątki" per kilo, potem co najmniej o 15 sekund szybciej reszta. Leciałem 6km sam, potem 10km z Łooboo, ale słabo się poczuł i zawinął do portu, a ja poleciałem w las. Śnieg był nieźle ubity, więc w tym tempie nie gubiłem nóg i nie irytowały mnie poślizgi. od 18 kaema zacząłem przyspieszać i tak sukcesywnie od 4m45sek do wspomnianego już 4m20sek pod blokiem. Przez cały dzień niosły mnie endorfiny, fruwałem. Dobre rozciąganie, ciepła kąpiel, szybkie śniadanie i 5 kawałków szarlotki z malinami (dodatkowo!) wpadło jak w kalosz. W pracy też nie czułem żadnego kryzysu, dopiero wieczorem mnie odcięło na "Batmanie". Wytrzymałem pół godzinki i odpłynąłem. Hough! Rosół

1 komentarz: