środa, 13 lutego 2013
ANTALYA!
Sobota i niedziela wycisnęły ze mnie mnóstwo energii. Poleciałem do Turcji na zgrupowanie polskich sędziów piłkarskich i uczestniczyłem przez cały weekend w ich zajęciach. Mocno odbiegłem od założonego planu, bo zamiast "dwójek" i wolnego wybiegania, naszarpałem się sędziowskich interwałów. Zrobiłem dwa rozruchy, trening szybkości, test yo-yo na odcinku 20m, na sygnały z nawrotem i 10 sekundami marszu, do poziomu na zaliczenie przez sędziów UEFA, czyli 18.2, cokolwiek to znaczy. Niespecjalnie się nad tym zastanawiałem, kazali biec, to biegłem. To był test "do odmowy", ale odmówiłem sobie takich ekstrawagancji, ponieważ chwilę później sędziowałem jako liniowy mecz sparingowy pomiędzy rosyjską a uzbecką kamandą. Solidny wycisk fizyczny, ale dla mnie jednak większy psychiczny. Koncentracja i skupienie na linii spalonego potrafią wyssać energię skuteczniej niż przebiegnięcie maratonu. Do tego jedna dłuższa odnowa biologiczna, dwa zarwane obiady i poniedziałkowy powrót do domu trwający ponad 8 godzin. Ponadto każdy trening na trawie w piłkarskich korkach. We wtorek byłem nie do życia. Syndrom drugiego dnia, nieznośny ból ponaciąganych Achillesów, nawet łyknąłem jakieś przeciwzapalne świństwo. Masaż ścięgien z dodatkiem maści był koszmarem. Łzy same płynęły mi po gębie. Poza tym musiałem odespać weekendowe tureckie szaleństwo. Dla mnie 6-7 godzin bywa w sam raz, ale w układzie 22-5, a nie północ i później-7 rano. Jednak święcie wierzę, że godziny odespane przed północą liczą się podwójnie. Hough! Rosół
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz