środa, 12 lutego 2014

POMOC SĄSIEDZKA!

Przymrozek złapał i ściął podłoże. Wydawało mi się to niebywałym atutem przy starcie na górkę Kazoorkę. Cieszyłem się, że nie będę ślizgał się i zapadał w błocku po kostki. Zabrałem ze sobą psinkę Tulkę, lecz to był błąd. Już kilka razy rozcinała łapę na szkłach, które po imprezach pod chmurką zalegają na górce. Oops, she did it again! Bidulka.


Z jednej strony irytuje mnie brak wychowania i lenistwo balangowiczów, z drugiej strony natomiast Kazoorka przez swą
dzikość, pozbawiona jest koszy na śmieci. Kilka stoi po stronie ulicy Kazury, ale nikomu nie chce się łazić po pijaństwie i nadkładać drogi. Łudzę się naiwnie, że gdyby kosz był pod ręką, może przynajmniej część opróżnionego szkła wylądowałaby we właściwym miejscu. Na pewno prościej byłoby to zbierać za kogoś niewychowanego samemu.

A może czas zorganizować jakąś akcję społeczną, lokalną, sąsiedzką. W końcu Kazoorka jest eksploatowana przez różne grupy – spacerowiczów z różnymi pociechami, rowerzystów, snowboardzistów, paralotniarzy, biegaczy, dzieciaki. No i balangowiczów. Napisałem do gminy prośbę o wbicie tu i tam tabliczek przypominających o sprzątaniu po sobie i ustawienie kilku koszy na śmieci. Koszt żaden.

Kazoorka jest zaśmiecana oczywiście nie tylko przez amatorów procentowych trunków. Walają się na niej papierzyska po wszelakich słodkich i wytrawnych, choć niewyszukanych przekąskach. Plus plastiku bez liku! Coś tam zawsze zbiorę, ale może gdyby zewrzeć szyki po sąsiedzku, wtedy na Kazoorce wszystkim byłoby milej? Jestem daleki od przeganiania imprezowiczów i wlepiania wszystkim mandatów. Jestem za komfortem, czystością i kooperacją na dzikiej osiedlowej górce. Samo się narzuca, skoro mowa o samopomocy sąsiedzkiej:

http://www.youtube.com/watch?v=dv8TaCpoauk

Wróciłem więc z Kazoorki karnie po dwóch pętlach. Błyskiem opatrzyłem Tulkową łapkę, a ponieważ jesteśmy już zaprawieni w bojach, to przybory mamy pod ręką. No i wróciłem na górkę. Dokręciłem 8 pętli, ale walka była mocarna. Z każdym powtórzeniem robiło się coraz trudniej. Nawierzchnia stawała się zdradliwa. Przy jednym kroku stopa trafiała na opór zmarzniętej ścieżki, przy drugim zapadała się całą podeszwą w glinie. Mała loteria. Poza tym zbocza były śliskie, gdzieniegdzie leżał śnieg, a wokoło regularny lód. Górka zasłoniła go skutecznie przed działaniem słońca. Wieczorna wilgoć na trawie dodatkowo ścięła się przez noc. Zaliczyłem dwie kontrolowane gleby, ale poturlałem się dość bezpiecznie i kontynuowałem bieg. Trening wart pałaca!

Dożarłem resztę owsianki, a teraz ruszamy z Tulką do weterynarza, bo rozcięcie wygląda nieciekawie! Hough! Rosół

TRENING: 2 km rozbiegania + 10 pętli na Kazoorce = 20 podbiegów i 20 zbiegów + muldobieganie na szczycie + 2 km schłodzenia.

2 komentarze:

  1. Biedna Tulcia!!! Wracaj szybko do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda psiny. Ale wracając do problemu sedna. Idę o każdy zakład, że załatwienie kosza pomoże. 7 na 10 wrzuci butelczynę. Co więcej, znajdą się tacy co przyjdą i puszki wybiorą. Ja zrobiłem tak - tylko w terenie miejskim - że przeturlałem kosz pod osłoną nocy w strategiczny punkt i momentalnie ilość rozbitego szkła się zmniejszyła. Polecam dywersję.

    I respekt za walkę. Podglądamy. Co prawda jesteśmy kilkanaście kilometrów dalej ;-) ale na Rzeźniku pionę przybijemy.

    OdpowiedzUsuń