Dokładnie w tym tygodniu wybiegałem 104 kilometry na sześciu treningach. Średnia więc dość niezła, ale głównie jestem zadowolony z regularności. Poza tym doprowadziłem kolano do stanu względnej używalności i to jest niemały sukces. Boli, ale już tylko po przebiegnięciu kilkudziesięciu minut, na starcie jest w porządku. Dobre rozciąganie zdecydowanie pomaga, więc to mógł i może być problem mięśniowy.
Weekend wypadł klawo. W sobotę w dobrym tempie machnęliśmy z Majkiem, moim Rzeźnickim kompanem, półmaraton+. Czas 1h 35min dodał nam otuchy przed próbą, która wprawdzie dopiero w czerwcu, ale już o niej myślimy. Planowaliśmy od stycznia raz w tygodniu wspólne bieganie, najchętniej na górce Kazoorce, ale na razie wypaliło to kiepsko. Ja zawaliłem z różnych względów występy w Falenicy, ale Majki tam właśnie śrubował w każdej edycji swoje rekordy. Ja stawiałem na sąsiednią, lokalną górkę śmieciową. Musimy zrewidować nasze plany dwa miesiące później i przynajmniej jeden trening rzeczywiście mielić ramię w ramię. Po górkach, po płaskim, nieważne.
A po roboczej sobocie w Poznaniu i nocnym powrocie zadziałałem intuicyjnie zaraz po otworzeniu oczu. Pozwoliłem sobie spać bez alarmu budzika i o wpół do ósmej przebudziłem się. Szybki sms do Pedra, natychmiastowa odpowiedź i mimo podmęczonych nóg, zerwałem się na nie i wskoczyłem do łazienki. Ustawka za kilkanaście minut dodała rozpędu. Mycie gęby, zębów, ubieranie, banan popijany wodą prosto z czajnika i papier toaletowy na wszelki wypadek. Wybiegłem. Żona dosypiała, a Marysia u Babci, więc luzik. Obu nam z Pedrem pasowała godzina startu, obu nam pasowało towarzystwo, tempo, trasa, dystans. Pogadaliśmy i godzinka z hakiem minęła w trymiga. A biegliśmy dość sprawnie.
Ciepło, więc zabrałem jeszcze Tulkę na spacer, a przy okazji dorobiłem solidną ogólnorozwojówkę. Tydzień uważam za zamknięty. Dzisiaj praca i trochę oddechu. Może wieczorna solanka.
Jutro na pewno PBG i siła ogólna. Może rower, żeby nie przeżarło się niemal codzienne ostatnio bieganie. Ostatnio dużo przebierałem nogami, mało rękoma, uśpione zostały mięśnie brzucha. Czas je odbić i dobić, a w treningu postawić na mocniejsze tempa. Może wyjdzie krócej, chociaż w następną niedzielę, a może sobotę, czeka na mnie 35 km w tempie zmiennym. 5 km spokojnie (4:50), następnie 5 km szybko (4:00) i tak 3 zmiany. A ostatnia piątka pośrednio, czyli po 4:25. To idealny trening, żeby wypróbować działanie żeli, nawadniania, stanu wytrenowania. Niech się dzieje! Hough! Rosół
TRENING: SB - 23 km i rozciąganie. ND - ok. 14 km (ciut mniej), ogólnorozwojówka i rozciąganie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz