Dzisiaj w drodze z Marysią do przedszkola przypomniały mi się dziecięce zabawy. Przed bieganiem najpierw stanąłem przed lustrem i zanuciłem „Palec pod budkę, bo za minutkę…”, a że byłem organizatorem i jedynym uczestnikiem zabawy, nie pozostało mi nic innego jak wziąć w niej udział.
Zabawa polegała na bieganiu po górce Kazoorce. Dobrze mi znana miejska gra terenowa, urozmaicona, niedługa i bolesna. W jej trakcie precyzowałem zasięg mojej misji. I znów przyszła mi do głowy dziecięca licytacja. „Zawsze o jeden więcej” definitywnie zamykało usta i przebijało konkurenta we wszystkim. Dlatego dzisiaj tak sobie powtarzałem po każdej pętli. Tylko, że zmieniałem punkty odniesienia. Korciło mnie trochę, żeby zrobić osiem pętli, czyli o jeden pakiet podbiegów i zbiegów więcej niż ostatnio z Majkim. A to byłoby o 3 pętle mniej niż „zawsze o jeden więcej” względem mojej życiówki Kazoorkowej. Zresetowałem więc szybko głowę i napierałem po oporach.
Wyszło dokładnie o jeden więcej! Jedenaście pętli mocy! A wcześniej 5 kilometrów rozgrzewki z Tulką i na koniec 10 minut truchtu. Morowy trening! Bomba! W nagrodę czekało na mnie niczym cudowny lek na obolałe mięśnie i energetyczne straty - małe pszeniczne i totalnie bezalkoholowe (0,0%) piwko! Skarb. Ciężko o takie w sklepach, a właściwości ma jak najlepszy izotonik. Brak alkoholu w ogóle mi nie przeszkadza, bo ma służyć naprawie, a nie dokwaszaniu mięśni. Pychota! Wykupiłem w sklepie cały zapas:D Hough! Rosół
Panie Marcinie, gdzie Pan zakupił takie cudo?! Też szukałem, ale poległem. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńSklep osiedlowy, delikatesy U Bartka i Wojtka (Natolin City), świetnie zaopatrzone. Patrzę i oczom nie wierzę. A jednak. Strzał w dziesiątkę:)
OdpowiedzUsuńJa dodam,ze bezalkoholowa (dokładnie 0,0% ;)) jest Bavaria, dostępna w marketach i dobrze zaopatrzonych monopolowych :)
OdpowiedzUsuńExactly:D
OdpowiedzUsuń