Ten tydzień jest dziwny jak pogoda. W czwartek byłem wymięty jak dętka, więc odpuściłem bieganie. Ale dwa dni zasuwałem dość solidnie. Najpierw we wtorek w popołudniowym cieple wybiegałem swobodnie 17 kaemów, a potem dobiłem się PBG. W środę wyruszyłem bez planu i mapy. Ważne, żeby szybko. Miały być czterysetki albo sesje 30-sekundowe, ale zmusiłem się do dyszki z narastającą prędkością. A potem na placu zabaw połączonym ze sprzętami a’la siłownia wymęczyłem brzuch i ramiona na poręczach. Drążek był już nieosiągalny. Podjąłem heroiczną próbę, ale nie dźwignąłem cielska zbyt wiele razy. Zmęczenie materiału i nadal słabizna. Na świeżości kilka podciągnięć jeszcze się uda, ale ogólnie przede mną ogrom pracy. Na razie zabieram się do niej jak pies do jeża.
Wiosenna aura słabo mi służy. Przesilenie mnie łamie, ale próbuję się odnaleźć. Podczas szybkiego biegu przyspieszałem równomiernie. Od 4:40 pierwszy kilometr, aż do 3:40 ostatnie dwa. Nierówny oddech, łapczywe łapanie powietrza, wysokie tętno, nabite watą nogi, ciepłe powietrze i ostre słońce odbierały mi energię wbrew oczekiwaniom. To jednak bezcenny trening. Po nim obowiązkowe rozbieganie. Ramię w ramię z Kumplem Łuxem, który znów powraca na biegowe ścieżki. Wykonał test wydolności, wyszło „very poor”, ma nad czym pracować i co zbijać. Próbuję Go zarażać przynajmniej wspólnym wyjściem z klatki na trening, mijanką na trasie, albo powrotem w ramach mojego rozbiegania. Na razie działa.
W piątek miałem mało czasu. Postawiłem więc na hybrydę. Szybko i na temat. Najpierw 7 kilometrów w 30 minut, a potem 14 przebieżek po 150 metrów. Na każdą 30 sekund i tyle samo szybszego truchtu jako odpoczynku. 14 minut pracy. Nierówna ta każda mała minuta, bo szybki odcinek się dłuży, a wolny ucieka błyskawicznie. Ledwie wyhamuję, złapię kilka głębszych oddechów dla wyrównania, a tu już 51, 52, 53 sekunda i tylko chwilka do następnego startu. Szybki prysznic po powrocie do domu nie był dobrym pomysłem, bo przez kwadrans pociłem się niesamowicie. Woda wyłaziła ze mnie każdym porem, organizm nadal pracował na wysokich obrotach, poskąpiłem czas na schłodzenie w truchcie i w sumie wyszły z tego dziadowskie oszczędności. Rozkręciłem za to zmęczenie, oczywiście jak ochłonąłem, na rowerze. W sumie wyszło kilkadziesiąt kilometrów do i z pracy, z Marysią po osiedlu, a potem w pakiecie rodzinnym przez las do kawiarenki na obiecane Marysi lody.
Dzisiaj przewidywane załamanie pogody. Wiatr o świcie wiał porywiście, przeciągał swoimi powiewami przez twarz zacinającym deszczem, w lesie dopiero nadeszło spodziewane ocieplenie klimatu. Z Kiełbikiem, debiutantem półmaratońskim, wykręciliśmy dyszkę po 4:15. Z dobiegami wyszło ponad 16 kilometrów w solidnym tempie, więc jestem zadowolony i gotowy na wyzwanie tygodnia: zmienne niedzielne 7 x 5km. Muszę zakupić dwa żele i dwie buteleczki wody na trasę. To będzie mój test. Ale najpierw praca. Dzisiaj kumulacja – dwa mecze i gościnne występy w studio. Jutro angielski hicior i gole. Dlatego do roboty przygotowuję się z przerwami na bieganie i tego bloga od świtu. Cały ten tydzień to jedna wielka hybryda. Na materace! Hough! Rosół
TRENINGI: wt, 17km + PBG - śr, 12km = 10km BNP od 4:40 do 3:40 + 2km chłód - czw, wolne - pt, 7km w 30min + 14 x 150m po 30 sek - sb, 16km = 2km rozgrzewka + 10km po 4:15 + 2km bieg, nd...
Fajnie, że coraz więcej kilometrów, a coraz mniej kaemów ;-)
OdpowiedzUsuńSerwus,
OdpowiedzUsuńmam pytanie.
Skąd czerpiesz inspiracje a bardziej pomysły na plan treningowy? Jak się czyta Twoje historie, to odnosi się wrażenie, że wszystko masz poukładane i dobrze przemyślane.
Skąd pytanie? Ponieważ sam wydaje mi się, że doszedłem do tego momentu, że zmienianie samego dystansu już mi nie wystarcza. A jak idę pobiegać, to na wariata w trakcie postanawiam robić interwały, zamykam oczy i pędzę...
Wiem, że wszystko zależy od wszystkiego i trudno powiedzieć. Ale ja cisnę w tym roku jakieś zawody pod górę. Planuję Chojnik, a jak przebiegnę to zobaczymy dalej. Coś może pod tym kątem, długie wybiegania, wielkie poty na osiedlowej górce, ale może jakiś interwał?
Miło się czyta, to co piszesz.
Pozdr.
Ka
ps. jak kiedyś dawno pisałeś, że nie udzielasz rad a ja tego nie przeczytałem - to przepraszam.
Strzałka Karol, nadaj adres mailowy, pogadamy:) Rosół
Usuńkarol.golaj@gmail.com
Usuńczyli co? zakładać już buty? ;)