czwartek, 6 marca 2014

WÓZ Z WĘGLEM!

Codziennie w tym tygodniu wybiegam na zmęczeniu i przełamuję się w locie. Dzisiaj luźne rozbieganie (14,5 km) szło dość opornie. Przynajmniej w głowie, choć mięśnie też zaciągały hamulce. Tempo po 4:50 miało być regenerująco – odświeżające. Wczorajsze ostre dwukilometrówki i wtorkowe sprawne wybieganie na dystansie 17 kaemów oraz cały poprzedni rzetelny tydzień (i życie, praca, dom), zrobiły swoje. Zaczęło się solidne nakładanie zmęczenia. Ogry mają warstwy, cebula ma warstwy, tort i biegacze też. A wisienka na torcie dopiero w kwietniu do skonsumowania. I nie wiadomo jaki będzie miała smak. Słodki czy cierpki? Cały urok tej zabawy.

Dwójki wypadły wczoraj znacznie lepiej niż zapowiadała to kilkunastominutowa rozgrzewka. Czułem się jak wóz z węglem. Pierwsze 2 kilometry przeleciały w trymiga, czas nie był oszałamiający, bo 7:45, ale ucieszyłem się, że w miarę wcelowałem z prędkością. Potem było już tylko mocniej, właściwie równo po 7:30. Na drugim powtórzeniu musiałem się lekko hamować, bo niosło jakoś nadmiernie lekko. Zapanowałem nad tym, bo pewnie wyścigi kosztowałyby mnie drogo przy czwartym, ostatnim odcinku. Zaplanowałem 4 x 2 km i się udało. Na koniec niecały kwadrans truchtu, a w domu odgruzowane PBG. No i rozciąganie, a na kulasy skarpety kompresyjne typu „recovery”. Może pomoże

Dzisiaj wstałem lewą nogą, warczałem, byłem zły, naburmuszony, do połowy biegania poziom irytacji wcale się nie ulatniał. Ale nagle coś przeskoczyło, choć tylko w głowie, bo poziom zmęczenia utrzymał się na wysokim poziomie. Ten tydzień będzie bolał, a o następnym nawet nie chce mi się myśleć. Jutro czterysetki, 25 powtórzeń. Sobota długie wybieganie w swobodnym tempie z kolegą, który debiutuje w półmaratonie, a w niedzielę szybki skok na Kazoorkę. Majki, piszesz się? Hough! Rosół

TRENINGI: WT - 17 km + PBG (4 serie), ŚR - 3 km + 4 x 2 km i po 1 km pomiędzy + trucht (5:15) + 2 km, CZW - 14,5 km.

1 komentarz: