czwartek, 10 marca 2016
PIES ZAJĄC!
Słowo nie dym. Wór butelek i szkieł zebrany. Pewnie pierwszy z setek, które trzeba będzie dźwignąć, ale cała akcja na Kazoorce trwała 5 minut. U podnóża Góry Trzech Szczytów ustawiony jest zasobnik na szkło, może uda się jakoś wychować śmiecących, żeby pofatygowali się ze szkłem na dół. Tak blisko, tak daleko. Dziś kolejny wyskok na szczyt, żeby zebrać następną partię syfu.
Ale bohaterką moich ostatnich dni, zwłaszcza czwartkowego treningu, została Tulka. Mój PIes-Zając. Z takim pacemakerem to można kręcić dobre czasy. Oto Tulka po szybkim treningu:
Nie wygląda na zmęczoną, raczej zawiedzioną, że tak krótko, skoro w środę było 20km (na raty). Tulka czuje bluesa i zazwyczaj leci przede mną. Idealnie, jakieś 10 metrów. Pozwala wbić wzrok w swój ogon i ciągnie mnie żwawo po leśnych, długich prostych. Mamy swój wypracowany schemat treningu. Najpierw rozgrzewka po okolicznych polach i otulinie lasu - jakieś 3km. Wtedy Tulka załatwia wszystkie swoje grubsze potrzeby, a w lesie tylko zaznacza teren i pilnuje założonego tempa. Wczoraj były momenty, że odrywała od ziemi cztery łapki, bo zazwyczaj drepce w konwersacyjnym tempie. No, bo trochę ze sobą gadamy podczas biegu.
Zaraz ruszamy na spokojne wybieganie. Celujemy w 17km po 4:45. A po nim jazda do Gliwic na mecz Piast - Podbeskidzie. Jutro albo dwunastka z przebieżkami, albo należne wolne. W niedzielę czeka mocne 24km. Ważne, że chce się biegać. Tulcia, gotowa? (puściła oko i macha ogonem).
Wybiła 6:30. Dziewczyny smacznie śpią, trzeba ruszać. Pada. Miłego treningu Wam życzymy!
Środa, 8 marca - I trening: 12km + rozciąganie, II trening: ok. 8km + pompki i rozciąganie. No i zbiórka butelek na Kazoorce.
Czwartek, 9 marca - 2km rozgrzewki + 10km po 4:05/km + 2km truchtu = 14km.
Hough! Rosół i Tulka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz