wtorek, 9 kwietnia 2013

SZLIFFF!

Szlifuję, odliczam, napieram. Zostały mi dwa trudne treningi, właściwie jedna poniewierka i mocny interwał superkompensacyjny, ale pod pełną kontrolą. Potem swobodne bieganie i dieta węglowodanowa. Od poniedziałku do środy 3 dni z malejącym zapasem cukrów - 15% pierwszego dnia w jadłospisie, 10% drugiego i w środę tylko 5%. Przy tym trening, ale nie nazbyt intensywny, raczej tlenowe wybiegania. Potem zmiana proporcji. Makarony, naleśniki, kasze na stół:) Oczywiście z umiarem, żebym nie stał się pączkiem w maśle. Na 3 dni przed startem vitargo carboloader i magnez.
Dzisiaj 4x4km. Mam się po raz ostatni zmęczyć do bólu. Potem będzie już tylko lżej. Ale dziś walka, zwłaszcza na ostatnich dwóch powtórzeniach. Ruszam na długą wilanowsko-powsińską "ścieżkę Chłopaków z Kabat", idealną do zadań specjalnych. Jej długość wynosi 5km, w sam raz na mój trening. 4kaemy rozbiegania, 4km po bandzie i 1km w truchcie, lekkim biegu i ognia znowu. Niespełna dwie godziny jazdy bez trzymanki i chyba będę mógł powiedzieć, że jestem gotowy. Potem już tylko mogę coś popsuć. W sumie wyjdzie z roztruchtaniem na końcu 25 kilometrów. W poniedziałek w trybie ciągłym 26 kaemów, wtorek solanka i dłuuugie rozciąganie, a teraz kawka, fizjologia, bułka, banan, izotonik i już spadam. Hough! Rosół

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz